Minęło kilka lat od naszej wyprawy motocyklowej do krainy fiordów, lecz dopiero teraz przeszedł czas na jej opisanie. Jak mówi powiedzenie „lepiej później niż wcale”, zatem cofnijmy się w czasie.Jest rok 2013, jesteśmy na zajefajnym spotkaniu motocyklowym, gdzie w trakcie wieczornej biesiady podejmujemy decyzję o wyjeździe do Norwegii. Przygotowania trwały prawie cały rok, przeżywaliśmy wyjazd jak nastolatkowie swój pierwszy raz. W końcu to był nasz pierwszy raz. Termin wyjazdu ustaliliśmy na przełom czerwca i lipca.
DZIEŃ 1
Wreszcie nadszedł najbardziej oczekiwany dzień roku. Dzień wyjazdu. Spotykaliśmy się w Poznaniu na stacji benzynowej przy wjeździe na autostradę. Na miejscu spotkania pojawiły się dwie Suzuki VL 1500, Suzuki VS 1400, Suzuki VS 800 i Honda Varadero 1000. Po uzupełnieniu paliwa, ruszamy. Punkt docelowy: Gdynia – terminal portowy. W Gnieźnie dołączył do Nas kolejny członek wyprawy na BMW GS 1150. W sumie nasza „norweska drużyna” liczyła 6 osób, 6 motocykli.
Trasa do Gdyni przebiegła spokojnie. Na terminalu w Gdyni musieliśmy swoje odczekać zanim wjechaliśmy na prom. Zaparkowaliśmy maszyny, zakwaterowaliśmy się w kajutach i poszliśmy pożegnać polską ziemię. Do zobaczenia Polsko. Witaj Skandynawio. Witaj przygodo.
Myśl co Nas czeka jutro i w późniejszych dniach nie pozwoliła Nam zasnąć, zatem poszliśmy korzystać z atrakcji na promie. Oczywiście z umiarem, jutro czekało nas ponad 600 km do przejechania.
DZIEŃ 2
Dopłynęliśmy do Szwecji, do Karlskrony. Zjedliśmy śniadanko na promie i ruszyliśmy w drogę. Przez Szwecję jechaliśmy lokalnymi drogami, starając się omijać autostrady, przez co mogliśmy podziwiać szwedzki krajobraz. Pogoda dopisywała, przez większość drogi udawało się Nam unikać deszczowych chmur. Po 11 godzinach „spacerowej” jazdy zgodnej z przepisami (bardzo wysokie mandaty) dojechaliśmy do Røyken, do naszego znajomego gdzie spędziliśmy pierwszą noc.
DZIEŃ 3
Po śniadaniu wyruszyliśmy w dalszą drogę. Dołączył do Nas nasz znajomy z żoną i w ten sposób nasza „drużyna” zwiększyła się do 8 osób.
Krajobraz Norwegii i pierwszy fjord zrobił na Nas duże wrażenie i dał nam przedsmak tego co jeszcze było przed nami. Jedziemy do Lysebotn.
Droga do Lysebotn okazała się bardzo spektakularną, krętą i stromą drogą (27 ostrych zakrętów, różnica poziomów ok. 800 metrów). Kiedy zjechaliśmy do Lysbotn okazało się, że spóźniliśmy się na prom i pozostało nam szukanie noclegu. Wybraliśmy wariant ekonomiczny, rozbiliśmy namioty na brzegu jednego z górskich jezior. Poszliśmy spać ok. godz. 2.00 w nocy, było jasno jak w Polsce o godz. 18.00. W Norwegi należy uważać na czas, bo można naprawdę się zdziwić.
DZIEŃ 4
Poranek okazał się mroźny i chłodny, pojawił się szron na namiotach i motocyklach, ale nie ma co się dziwić skoro spaliśmy na wysokości ok. 650 m n.p.m. Zatem gorąca kawa, szybkie śniadanko w plenerze i ruszamy dalej.
Cel dnia: Preikestolen – Ambona
Jest to klif o wysokości 604 metrów, położony nad Lysefjorden, a jego skalna półka jest jedną z największych atrakcji turystycznych Norwegii. Prowadzi do niego droga o dł. 3800 metrów. Piesza wycieczka w obie strony trwa 3-4 godziny. Odległość, jak i czas wycieczki nie odstraszyły Nas. I bardzo dobrze, bo warto było tam wejść. Jest to prawdopodobnie jedno z najwspanialszych miejsc na świecie. Widok z skalnej półki zapiera dech w piersiach. Być w Norwegii i nie odwiedzić tego miejsca to grzech. Punkt obowiązkowy wszystkich wypraw do Norwegii.
DZIEŃ 5
Norwegia w tym dniu okazała się Nam chyba w całej swojej okazałości, a w szczególności jej klimat. Pogoda tego dnia zmieniała się jak w kalejdoskopie, słońce, deszcz, śnieg, znowu słońce.
Jadąc drogą nr 13 przed miastem Odda po prawej stronie wyłonił Nam się wodospad Latefoss, który spada z wysokości 165 m. Wodospad naprawdę robi wrażenie. Zatrzymaliśmy się, zrobiliśmy „sweet” focie i ruszyliśmy dalej. Następnie przejeżdżaliśmy przez malownicze pasmo górskie Vikafiell. Po drodze spotkaliśmy norweskiego motocyklistę, który zaproponował Nam nocleg u swojego znajomego, sam zadzwonił i zarezerwował nam miejsce na kampingu. Nie ma to jak brać motocyklowa. Bardzo chętnie skorzystaliśmy z propozycji.
Kamping Hov Hyttegrend okazał się bardzo urokliwym miejscem, wśród drzew, jezior, wodospadów w pobliżu pięknego Likholefossen. Znajduje się on w połowie drogi Gaularfjellet, która nazwana jest „krainą wodospadów”. Jadąc tą drogą mijamy mnóstwo strumieni, progów wodnych, rzek, stawów i małych jezior. Z wielką przyjemnością spędziliśmy noc w takich okolicznościach przyrody.
DZIEŃ 6
Nowy dzień przywitał Nas bardzo słonecznie. Zaplanowany cel do osiągnięcia to Droga Atlantycka.
Droga przez cały dzień mijała pod znakiem pięknych widoków, pięknych widoków i jeszcze raz pięknych widoków. Po godzinie 19.00 meldujemy się na Drodze Antlantyckiej. Był to najdalej wysunięty na mapie punkt naszej wyprawy.
Droga Atlantycka (Atlanterhavsvegen) uważana jest za jedną z najpiękniejszych tras samochodowych na świecie, jednak mnie aż tak nie urzekła. Może to wina remontów jakie się tam odbywały, godziny o której tam przyjechaliśmy, a może byłem zmęczony lub miałem zły dzień.
Mimo, że nie nazwałbym Drogi Atlantyckiej najpiękniejszą trasą samochodową na świecie to polecam wszystkim ją zobaczyć, przejechać się nią i samemu ocenić czy jej renoma jest tego warta. Na pewno warto ją odwiedzić dla oceanu, widoków i wrażeń z nim związanych.
DZIEŃ 7
Dzień zapowiadał się bardzo interesująco i intensywnie, mieliśmy do pokonania Drogę Trolli, Drogę Orłów i kto wie co jeszcze. Rano pożegnaliśmy się z naszym kolegą i jego żoną, którzy ruszyli własną trasą. Mieliśmy się z nimi ponownie spotkać w drodze powrotnej.
Po przejechaniu „x” kilometrów dojeżdżamy do Trollstigen czyli Drogi Trolli, niesłychanie malowniczej i krętej trasy w Norwegii. Składa się ona z 11 serpentyn, a jej średnie nachylenie wynosi 9% i wznosi się na 852 m n.p.m. Droga, jak i widoki wokół są niesamowite, nie do opisania. Będąc w Norwegii nie można ominąć Drogi Trolli. Ciekawostka. Przy drodze znajduje się prawdopodobnie jedyny na świecie, a na pewno w Norwegii, znak drogowy „Uwaga Trolle”.
Z Trollstigen kierujemy się na Drogę Orłów i Geiranger. Droga Orłów jest to kolejna niezwykle malownicza trasa widokowa, wijąca się licznymi serpentynami wzdłuż malowniczego fjordu Geiranger zwanego „królem fjordów”.
Jadąc z Geiranger trafiliśmy na drogę Gamle Strynefjellsvegen (Rv 258). Droga okazała się prawdziwym wyzwaniem dla nas i dla naszych maszyn, nie przystosowanych do jazdy offroad. Większość drogi pokryta jest asfaltem, ale nie brakuję także szutrowych odcinków. Jazda drogą 258 dała nam dużo mocnych wrażeń (wliczając w to brak paliwa). Krajobraz był przepiękny, gdyż droga biegnie wzdłuż wielu malowniczych jezior.
Ok. godz. 1.00 w nocy rozbiliśmy namioty i poszliśmy spać. To był naprawdę wyjątkowo długi i męczący dzień.
DZIEŃ 8
Po wczorajszych atrakcjach kolejny dzień zapowiadał się bardzo ciekawie przed nami Aurlandsvegen (Snøvegen) – „Śnieżna Droga”. Droga biegnie wśród skalistych wzgórz i jezior pomiędzy Lærdal a Aurland. Jej najwyższy punkt mieści się na wysokości 1300 m n.p.m. Nazwa drogi wzięła się od śniegu, który leży tam cały rok.
Dziki i surowy krajobraz, ośnieżone szczyty, niezliczona ilość wodospadów i górskich jezior oraz soczysta zieleń – taka jest „Śnieżna Droga”.
Będąc na wysokości 1300 m n.p.m. naprawdę odczuwało się zimno, temperatura spadła do 3 może 5ºC. Musieliśmy przeprosić wszystkie ciepłe rzeczy.
Na wysokości 650 m n.p.m. zatrzymujemy się, aby popodziwiać wspaniałą panoramę Aurlandsfjorden. Zachwyceni widokiem i pełni wrażeń zjeżdżamy ostrymi serpentynami, aż do ronda w Aurland, gdzie czekała na nas kolejna atrakcja – Lærdalstunnelen.
Jest to jeden z najdłuższych tuneli na świecie liczący aż 24,5 km długości, posiada skrzyżowania i ronda. Jazda tak długim tunelem jest bardzo ciekawym doświadczeniem, ale nie jednego może przyprawić o odczucia klaustrofobiczne.
DZIEŃ 9
To był nasz ostatni nocleg na kampingu. Jedziemy do Røyken do naszego znajomego, z którym rozstaliśmy się parę dni wcześniej. Po drodze nadkładamy kilometrów i odwiedzamy Muzeum Norweskiego Przemysłu Rjukan. Muzeum mieści się w dawnych zakładach Norsk Hydro, gdzie w czasie II wojny światowej hitlerowskie Niemcy produkowały tzw. „ciężką wodę”. ze względu na późną godzinę nie udało się nam zwiedzić muzeum, obejrzeliśmy tylko budynki z zewnątrz.
Po kolejnych 180 km dojechaliśmy do Røyken.
DZIEŃ 10
Mając dwa dni do odprawy naszego promu postanowiliśmy zwiedzić stolicę Norwegii – Oslo wraz z jego atrakcjami.
DZIEŃ 11
Nadszedł dzień powrotu do domu. Aby, zdążyć na prom wracaliśmy autostradą, w końcu do przejechania mieliśmy ponad 600 km. Dojeżdżamy do Karlskrony, meldujemy się na promie, wracamy do Polski.
DZIEŃ 12
Polska szara rzeczywistość. Tylko 360 km do domu.
Podsumowanie:
Motocykle: Suzuki VL 1500, Suzuki VL 1500, Suzuki Intruder VS 800, Honda Varadero 1000, BMW GS 1150.
Przejechaliśmy ok. 4600 km.
Odwiedziliśmy: Szwecja, Norwegia.
Zużyliśmy ok. 280 litrów paliwa (ok. 9 zł/litr).
Była to nasza pierwsza i niezapomniana wyprawa, cudowna przygoda. Norwegia jest pięknym i wspaniałym krajem, wartym odwiedzenia.
Pisząc tą relację i cofając się pamięcią w czasie postanowiłem, że niedługo wrócę do Norwegii i pojadę na jej koniec na Nordkapp.