Przeczytałem swego czasu w sieci na jednym z portali motocyklowych artykuł o przełęczach w Szwajcarii. Pomyślałem wtedy „warto byłoby tam pojechać” i tak zrobiliśmy. Rok 2022 – przełęcze Szwajcarii.
Jak już wspomniałem wcześniej, inspiracją do wyjazdu był artykuł w internecie. Mieliśmy zobaczyć 8 przełęczy, jednak przy planowaniu tras wyszło inaczej. Przełęczy było dużo więcej – lista poniżej:
-
- Sankt Luzisteig
- San Bernardino
- Alpe di Neggia
- Splügenpass (Passo dello Spluga)
- Malojapass
- Julierpass (Pass dal Güglia)
- Oberalppass
- Furkapass
- Grimselpass
- Nufenenpass/Passo della Novena
- Passo del San Gottardo (Tremola)
- Flüelapass
- Pass dal Fuorn/Ofenpass
- Umbrailpass
- Passo dello Stelvio
- Passo Foscagno
- Passo Eira
- Passo Forcola di Livigno
- Passo del Bernina
- Albulapass
Domažlice – przepiękne miasteczko w Czechach
Wyruszyliśmy (jak nakazuje tradycja) z Poznania w pięć motocykli. Po drodze dołączyło do nas jeszcze czterech kolegów i w ten oto sposób w dalszą drogę ruszyliśmy jako „mała wycieczka”. Celem tego dnia była miejscowość Domažlice w Czechach, gdzie mieliśmy zaplanowany 2-dniowy pobyt.
W drodze do Czech odwiedziliśmy tzw. trójstyk graniczny – miejsce gdzie łączą się granice Polski, Czech i Niemiec.
Do Domažlic dojechaliśmy po południu. Nocleg mieliśmy zarezerwowany w hotelu Sokolsky Dum, który znajdował się na samym rynku miasta.
Po zameldowaniu się w hotelu, poszliśmy coś zjeść i „pozwiedzać” miasto. Z jedzeniem nam nie wyszło. Po raz pierwszy w Czechach jedzenie nam nie smakowało i to do tego golonka – tak jak apetycznie wyglądała, tak … była chyba z jakiegoś starego knura, twarda jak diabli. Za to „zwiedzanie” było jak najbardziej ok 😀 .
Domažlice są małym przepięknym miasteczkiem w Czechach w kraju pilzneńskim. Jest to historyczne i kulturowe centrum Ziemi Chodzkiej. Zabytkowe centrum miasta i barwne renesansowe domki robią wrażenie. Domažlice dzięki swojej tradycji, folklorowi oraz architekturze stały się ulubionym miejscem wycieczek po Czechach.
Drugi dzień pobytu w Domažlicach upłynął na dalszym zwiedzaniu miasteczka, zjedzeniu tym razem pysznego obiadku i przygotowaniu się do dalszej podróży.
Niedziela rano. Po dwudniowym pobycie w Czechach ruszamy dalej. Pożegnaliśmy się z częścią ekipy, która wracała do Polski i … Napisałem wcześniej „ruszamy”. Upsss, miało być chcieliśmy ruszać.
Okazało się, że jeden z współtowarzyszy podróży ma „laczka” w tylnym kole. Na początku jakoś nie przejeliśmy się tym, ale miny nam zrzedły, gdy dotarło do nas, że jest niedziela. Co robimy? Z opresji wybawił nas, nasz podróżny „mechanik-wulkanizator” (tutaj mi się oberwie 😆 ). Wyciągnął z kufra „niezbędnik każdego motocyklisty„- 10 minut i opona naprawiona. Jesteśmy gotowi do jazdy. Wyjazd bez awarii, co to za wyjazd 🙂 .
Z Czech do granicy z Austrią jechaliśmy autostradą. Na granicy rozdzieliliśmy się na dwie grupy. Pierwsza pojechała do Szwajcarii dalej autostradą, a ja wraz z jednym kolegą drogami lokalnymi. Osobiście uważam, że jak jadę tyle kilometrów do innego państwa, to nie po to aby jeździć autostradami.
Po kilku kilometrach od zjazdu z autostrady ukazało nam się piękne jezioro Bodeńskie i dalsza droga była już tylko przyjemnością. Widoki gór, łąk, pastwisk, klimatyczne małe miasteczka. Przejeżdżając przez Lichtenstein, a dokładnie miasto Balzers mijaliśmy zamek Gutenberg, który przetrwał do dziś w stanie nienaruszonym. Jadąc dalej dojechaliśmy do pierwszej naszej przełęczy w Szwajcarii.
Przełęcz Sankt Luzisteig – 713 m.n.p.m. (Szwajcaria)
Przełęcz Sankt Luzisteig jest to przełęcz w Alpach pomiędzy kantonem Gryzonia w Szwajcarii, a Liechtensteinem. Jest to taka „mała górka” w porównaniu z resztą przełęczy, które później przejechaliśmy 😀 .
Droga przez przełęcz prowadzi przez dawny most zwodzony, wąską bramę, a następnie przez środek twierdzy z XVIII wieku, która jest nadal używana przez armię szwajcarską. Na szczycie przełęczy możecie zobaczyć kościół Steigkirche oraz zwiedzić muzeum wojskowe. Ogólnie przełęcz nie zrobiła na nas wielkiego wrażenia.
Do Savognin, który był naszym celem, bazą, punktem wypadowym dojechaliśmy 2 godziny później niż nasza grupa „autostradowa”. Rozgościliśmy się w pokojach, a po kolacyjce, podziwiając krajobraz z naszego okna widokowego staraliśmy przygotować się „mentalnie” do następnego dnia.
San Bernardino – 2066 m.n.p.m. (Szwajcaria)
Pierwszy dzień naszej szwajcarskiej przygody zaczęliśmy od przełęczy, którą bardzo łatwo można dotrzeć z Szwajcarii do Włoch. Mowa o przełęczy San Bernardino.
Przełęcz San Bernardino oferuje dużą różnorodność o czym przekonaliśmy się w trakcie jazdy. Na przełęcz wjechaliśmy od północy od strony Hinterrhein. Początkowo przełęcz nie wydawała się trudna, gdyż otaczały nas pola uprawne, drzewa itd. Jednak jadąc dalej, coraz wyżej i pokonując coraz więcej zakrętów (od strony północnej jest ich najwięcej i są bardzo efektowne) robi się interesująco.
Krajobraz zmienia się diametralnie. Drzew jest mniej, klimat robi się bardziej surowy. Głazy, skały, kamienie otaczają drogę, która prowadzi nas na szczyt przełęczy. Na szczycie ukazuje się nam jezioro Moesola oraz budynek hospicjum. Kilka fotek i jedziemy dalej.
Zjeżdżając z przełęczy z początku krajobraz jest bez zmian – dzika, kamienna otwarta przestrzeń z wspaniałymi serpentynami. Z czasem krajobraz ulega zmianie – pojawiają się drzewa, więcej drzew, a mijając wioskę San Bernardino możemy w pełnej krasie podziwiać dolinę Mesolciny.
Alpe di Neggia – 1365 m.n.p.m. (Szwajcaria)
Z miejscowości Vira jedziemy bardzo wąską i krętą drogą, z przepięknym widokiem na jezioro Maggiore. Ta fantastyczna droga z niezliczonymi zakrętami prowadzi nas na szczyt przełęczy Alpe di Neggia. Z Alpe zjeżdżamy ponownie do jeziora Maggiore, ale już po stronie włoskiej. Po drodze, odbijając w prawo można zaliczyć kolejną przełęcz – przełęcz Forcora (Passo della Forcora). My jednak tego nie zrobiliśmy, sam nie wiem dlaczego. 😕
Jak dojechaliśmy do jeziora Maggiore, postanowiliśmy wykąpać się, gdyż pogoda we Włoszech nas miło i nie miło zaskoczyła. Zrobiło się 40ºC (miło) i upał dawał się nam we znaki (nie miło). Po kąpieli, grupa „autostradowa” postanowiła wracać na kwaterę autostradą, a dwóch „twardzieli” tzn. ja i kolega Janusz jechaliśmy dalej drogami lokalnymi.
Większość drogi prowadziła wzdłuż jezior Lugano i Como , małymi włoskimi miasteczkami, co sprawiło że jazda była bardzo przyjemna. Do czasu. Czas jazdy i upał dał nam jednak popalić. Do tego w moim motocyklu zaczął szwankować przedni hamulec. Dźwignia hamulca zrobiła się bardzo miękka i motocykl prawie nie hamował, a do tego przed nami była jeszcze do przejechania Splügenpass (Passo dello Spluga). Ledwo, ale dałem radę.
Do Savognin dojechaliśmy wieczorem, zmęczeni, ale zadowoleni. A hamulec? Zaczął prawidłowo działać, gdy dojechaliśmy na miejsce odpoczynku.
Splügenpass – 2117 m.n.p.m. (Szwajcaria, Włochy)
Pierwszy dzień naszej przygody z szwajcarskimi przełęczami dał nam się trochę we znaki, dlatego postanowiliśmy, że drugi będzie lajtowy – 170km, trzy przełęcze.
Pierwszą przełęczą tego dnia była Splügenpass, jedna z bardziej atrakcyjnych przełęczy w Szwajcarii. Jako, że dzień wcześniej miałem przyjemność pokonać Splügenpass od strony Włoch wiedziałem czego można się spodziewać. Jednak jazda w drugim kierunku sprawiła mi również dużo przyjemności. Na Splügenpass wjechaliśmy od strony północnej od miejscowości Splügen. Trasa na szczyt przełęczy zapewnia mnóstwo frajdy z jazdy, duża ilość zakrętów oraz niezwykle malownicze widoki robią swoje. Zjazd ze szczytu południową stroną jest jeszcze ciekawszy i piękniejszy. Mijamy jezioro di MonteSpluga, kręta droga prowadzi nas przez dolinę Valle San Giacomo, zakręty mamy w tunelach, a mijając Madesimo droga przylega do krawędzi doliny. Efekt niesamowity.
Jadąc Splügenpass lub inna przełęczą. uważnie się rozglądajcie. Możecie spotkać-zobaczyć świstaki. Mnie udało się zobaczyć świstaka dwukrotnie. Za pierwszym razem uciekał poboczem drogi przed motocyklem, a za drugim razem siedział sobie przy drodze, ale nie zawijał nic w sreberko tylko patrzył co się dzieje.
Malojapass – 1815 m.n.p.m. (Szwajcaria)
Zjeżdzając z Splügenpass trafiamy do miejscowości Chiavenna we Włoszech, skąd kierujemy się do Sankt Moritz w Szwajcarii. Na trasie naszego przejazdu znajduje się kolejna przełęcz – Malojapass.
Jest to bardzo malownicza przełęcz, a jazda nią sprawiła nam wielką przyjemność. Nie tylko motocyklową, ale także widokową. Jadąc do miasteczka Maloja przejeżdżaliśmy przez liczne górskie wioski, a do tego całą drogę towarzyszyły nam przejrzyste profile szczytów, zielone górskie pastwiska, potoki. Sam wjazd na szczyt przełęczy jest bardzo widowiskowy, gdyż trzeba pokonać kilkanaście ostrych serpentyn. Droga z szczytu do Sankt Moritz prowadzi wzdłuż czterech głównych malowniczych jezior Górnej Engadyny ( Sils, Silvaplana, Champfer, St. Moritz) i jest bardzo łagodna. Można powiedzieć, że nie ma żadnych przewyższeń terenu.
Julierpass – 2284 m.n.p.m. (Szwajcaria)
Miejscowość Sankt Moritz zwiedziliśmy z siodła motocykla, po czym wróciliśmy się do Silvaplana, skąd skierowaliśmy się na przełęcz Julierpass.
Przełęcz Julierpass jest chyba jedną z najpiękniejszych przełęczy w Szwajcarii. Trasa jest atrakcyjna pod względem krajobrazowym jak i zarówno motocyklowym. Wspinaczka na szczyt rozpoczyna się natychmiast serią bardzo miękkich serpentyn, a następnie ciągnie się w serię bardzo długich i szerokich zakrętów. Zakręt po zakręcie mieliśmy dużo frajdy z jazdy. Dodatkowo piękny krajobraz, jezioro Marmorera. Przepięknie. Naprawdę bardzo przyjemna i łatwa przełęcz.
Savognin – wioska w Szwajcarii
Trzeciego dnia, pogoda nas nie rozpieszczała. Cały czas padało. Dlatego, postanowiliśmy nigdzie nie wyjeżdżać tylko zwiedzić miejscowość, w której mieszkaliśmy.
Savognin położony jest w wysokogórskiej, rozległej dolinie Surses (Oberhalbstein), pomiędzy Tiefencastel i przełęczami Julier i Septimer. Jest to bardzo popularna miejscowość wśród miłośników sportów zimowych, a latem.., jak to powiedzieć „wymarłe miasto”. I chyba tyle na temat.
Padający cały dzień deszcz pokrzyżował nasze plany. Musieliśmy zmodyfikować wcześniej ustalone trasy, zrezygnować z niektórych ciekawych przełęczy.
Oberalppass – 2046 m.n.p.m. (Szwajcaria)
Poranek następnego dnia przywitał nas słoneczną pogodą, dlatego od razu po śniadaniu wyruszyliśmy na kolejne przełęcze. W planach – chyba najbardziej znane przełęcze Szwajcarii.
Pierwszą przełęczą tego dnia była Oberalppass. Jest to przełęcz, która łączy szwajcarskie kantony Uri (Andermatt) i Gryzonię (Disentis) oraz leży na jednej z głównych dróg Szwajcarii (nr 19). Dlatego, na drodze występuję duże natężenie ruchu, za równo samochodów, motocykli jak i rowerów. Rowerzyści to plaga przełęczy szwajcarskich i nie tylko szwajcarskich. Jest ich tam mnóstwo, naprawdę trzeba uważać. Jak nie jadą na rowerach górskich lub szosowych, to na przeróbkach zasilanych panelami słonecznymi. W Polsce takie wynalazki nie miały by szans.
Droga przez przełęcz (zaczynając od miejscowości Disentis) przebiega łagodnie dając nam szansę podziwiania wspaniałych krajobrazów. Dopiero wjazd na szczyt przełęczy leżący na wschodnim brzegu jeziora Oberalpsee obfituję w dużą ilość serpentyn. Zjazd ze szczytu ponownie robi się łagodny, aby przed samym Andermatt zaserwować nam kolejną partię serpentyn. Pokonawszy zakręty wjeżdżamy do miejscowości Andermatt, skąd kierujemy się na kolejną przełęcz – Furkapass.
Furkapass – 2436 m.n.p.m. (Szwajcaria)
Furkapass to jedna z najpiękniejszych przełęczy w Europie, a na pewno była to najpiękniejsza przełęcz naszej wyprawy. Przełęcz znana jest nie tylko z pięknych krajobrazów, ale również dlatego, że była miejscem akcji jednej części przygód słynnego agenta 007. Mowa tutaj o filmie Goldfinger. Mimo, że przeoczyliśmy (nie wiem jak to się stało) tabliczkę ku pamięci Seana Connery i drogowskaz z nazwą ulicy „James Bond Str.”, dla mnie – fana Jamesa Bonda – przejazd przełęczą był podwójną przyjemnością.
Piękna pogoda, wspaniałe widoki, spektakularna droga – tylko krzyczeć „zaje……”! Przejazd Furką dostarcza nam bardzo dużo radości i wrażeń. Od Andermatt do Realp droga jest bardzo łagodna, dużo prostych odcinków. Od Realp zaczynają się zakręty i jest naprawdę super. Dojeżdżamy do słynnego hotelu na zakręcie – Hotelu Belvedere. Parę fotek i zjeżdżamy w dół do miejscowości Gletsch, gdzie Furka łączy się z inną ważną przełęczą Szwajcarii – Grimselpass.
Grimselpass – 2164 m.n.p.m. (Szwajcaria)
Za hotelem Glacier du Rhone w miejscowości Gletsch skręcamy w prawo i od razu wjeżdżamy na Grimselpass, która wita nas efektownym podjazdem kilkoma serpentynami. Pokonując zakręty przełęczy mijamy trzy sztuczne jeziora: Totensee, Grimselsee, Räterichsbodensee, które bardzo fajnie wkomponowały się w jej krajobraz. Jadąc dalej Grimselpass można dojechać do kolejnej Szwajcarskiej przełęczy – Sustenpass.
Jednak nie ona była naszym celem. Nasz cel to zobaczyć, a może przejechać się najbardziej stromą górską kolejką linowo-szynową. Maksymalne nachylenie kolejki Gelmer, bo o niej tutaj mowa wynosi 106 procent, więc naprawdę stromo.
Bilety na kolejkę najlepiej zamówić online. My tego nie zrobiliśmy i jechaliśmy w ciemno, licząc na łut szczęścia, że będzie mało chętnych i uda się nam kupić bilety na miejscu. Nie udało się. Właściwie to mogliśmy przejechać się kolejką, ale musielibyśmy czekać ok. 2 godzin, co nie wchodziło w grę.
Tak przy okazji – do kolejki Gelmer prowadzi wiszący na wysokości 70-metrów most Handeggfallbrücke. Super atrakcja dla miłośników wysokości, adrenaliny i wiszących mostów. Na pewno będą zadowoleni.
Wracaliśmy z powrotem do Glets, ponownie ciesząc się z zakrętów i podziwiając krajobraz Grimselpass. Przy hotelu, o którym wspomniałem wcześniej odbiliśmy w prawo kierując się na kolejną przełęcz – Nufenenpass.
Nufenenpass/Passo della Novena – 2477 m.n.p.m. (Szwajcaria)
O tym, że Nufenenpass jest najwyżej położoną przełęczą w Szwajcarii przypomniała nam pogoda. Od miejscowości Urlichen, prawie do szczytu przełęczy pogoda nam dopisywała – mogliśmy cieszyć się z jazdy po ostrych zakrętach, podziwiając krajobraz. Na wierzchołku przełęczy pogoda zmieniła się w oka mgnieniu. temperatura spadła o kilka stopni i zaczął padać deszcz. Zrobiliśmy klika fotek i z nadzieją, że nie zmokniemy uciekaliśmy przed deszczem. Nic z tego. Kilkadziesiąt metrów za szczytem musieliśmy stanąć i założyć „kondonki”.
Mimo, powiedzmy „lekkiego” deszczu zjazd z przełęczy był na równi atrakcyjny jak sam wjazd. Szerokie zakręty, serpentyny i piękne widoki. W takiej scenerii dojeżdżamy do miejscowości Airolo, skąd kierujemy się na przełęcz St.Gotthard.
Passo del San Gottardo (Tremola) – 2106 m.n.p.m. (Szwajcaria)
Przez przełęcz St.Gotthard prowadzą dwie drogi, a właściwie to trzy, jeżeli policzymy przejazd płatnym tunelem na autostradzie. Ostatnie rozwiązanie odradzam. Zawsze jest tak, że tych co jeżdżą tunelami lub autostradami omija najciekawsze. Pierwszy trasa – nowa droga St.Gotthard Pass – szybka, komfortowa, większy ruch. Druga trasa – i ją wybraliśmy to stara droga zwana Tremolą.
Tremola to legendarna droga prowadząca na szczyt przełęczy, która jest w całości wyłożona bazaltową kostką z wieloma ciasnymi serpentynami
Jadąc od Airolo musieliśmy uważać, aby nie ominąć drogi na Tremolę, gdyż przebiega ona bardzo blisko nowej trasy i można bardzo łatwo się pomylić (najlepiej wpisać sobie trasę przez Tremolę w nawigację). Dodatkowo zaczęło ponownie lekko padać. Nie była to dla nas dobra wiadomość wiedząc, że mamy prze sobą wjazd po mokrej kostce, ciasnymi i ostrymi zakrętami, gdzie zabezpieczeniem jest tylko symboliczny murek i kamienne słupki.
Tremolą dojeżdżamy do parkingu, który znajduje się kilkadziesiąt metrów od szczytu przełęczy. Dobrze jest zatrzymać się na nim, porobić kilka fotek i podjąć decyzję, którą drogą jechać dalej. Czy wjeżdżamy na szybką, nową drogę, czy jedziemy starą drogą z kostki brukowej. Ze względów pogodowych oraz fotograficznych (musieliśmy cofnąć się na nową trasę, aby zrobić zdjęcie Tremoli w całej okazałości) wybraliśmy pierwsze rozwiązanie.
Można powiedzieć, że St. Gotthard była ostatnią nową, przełęczą tego dnia. Wracając do Savognin przejeżdżaliśmy ponownie przez Oberalppass. Na kwaterę dojechaliśmy wieczorem – zmęczeni, ale zadowoleni. Intensywny tydzień dał się nam na tyle we znaki, że chłopaki podjęli decyzję o zmianie planów na następny dzień, Zrezygnowali z zaplanowanej trasy, na rzecz jazdy wokół tzw. „komina”. Ja postanowiłem trzymać się wcześniejszego planu.
Flüelapass – 2383 m.n.p.m. (Szwajcaria)
Kolejny i zarazem ostatni dzień w Szwajcarii zapowiadał się bardzo ciekawie. Czekała mnie samotna wycieczka przez dziewięć przełęczy Szwajcarii i Włoch.
Wyjechałem z Savognin od razu po śniadaniu i skierowałem się na miejscowość Davos, która jest najwyżej położonym miastem w Europie (1560 m.n.p.m.). Miasto znane jest również z odbywającego się tam co roku Światowego Forum Ekonomicznego. Droga do Davos sprawiła mi dużo przyjemności, a to był początek tego co miało mnie czekać tego dnia.
Z Davos ruszyłem w kierunku przełęczy Flüelapass. Droga przez przełęcz okazała się bardzo przyjemną i nie za trudną trasą (wg mnie). Ze względu na mały ruch, można poszaleć na zakrętach, oczywiście nie przekraczając dozwolonych prędkości. Z początku droga prowadzi wśród drzew, ale czym wyżej i bliżej szczytu krajobraz ulega zmianie. Na szczycie przełęczy w sąsiedztwie jeziora Schottensee znajduje się hotel i restauracja, gdzie można coś zjeść i odpocząć przed dalszą jazdą.
Ofenpass/Pass dal Fuorn – 2149 m.n.p.m. (Szwajcaria)
Z wierzchołka Flüelapass ruszyłem dalej w kierunku miejscowości Zernez, gdzie ma swój początek przełęcz Ofenpass (lub Fuorn). Przełęcz prowadzi do jednego z najpiękniejszych regionów w Szwajcarii, Val Müstair między Dolną i Górną Engadyną.
Jazda przełęczą daje bardzo dużo przyjemności. Jest bardzo łatwa i szybka, a stan drogi jest idealny. Można sobie pozwolić na szybszą jazdę. Podążam drogą, która wiedzie przez Szwajcarski Park Narodowy (głównie przez wspaniały las górski), ciesząc się serpentynami. Na szczycie robię kilka zdjęć (tradycyjnie z szyldem przełęczy) i ruszam dalej.
Szybki zjazd z przełęczy sprawia mi tyle samo przyjemności co wjazd na nią. Szerokimi serpentynami dojeżdżam do Val Müstair, a następnie do Santa Maria.
Miejscowość Santa Maria jest początkiem przełęczy Umbrailpass. Jednak nim wjechałem na drogę na Umbrailpass zatrzymałem się przy najmniejszym barze-muzeum whisky na świecie. Bar w 2007 roku został wpisany do Księgi Rekordów Guinnesa jako najmniejszy bar na świecie i obecnie posiada w swojej ofercie 300 rodzajów whisky z całego świata. Na moje szczęście bar był zamknięty, bo gdyby było inaczej mógłbym zakotwiczyć tam na dłużej 😀 . A tak zrobiłem tylko fotkę i pojechałem dalej.
Będąc w muzeum whisky możecie przy okazji odwiedzić inne muzeum – Muzeum Wojny Stelvio Umbrail, które znajduje się po przekątnej, po drugiej stronie ulicy.
Umbrailpass – 2503 m.n.p.m. (Szwajcaria)
W odległości kilkunastu metrów od muzeum Whisky droga odbija w prawo na przełęcz Umbrailpass, która jest najwyżej położoną przełęczą w Szwajcarii i łączy ją z Włochami. Zatem czekała mnie niezła wspinaczka.
Wąska droga z licznymi serpentynami początkowo biegnie przez las, ale czym jestem wyżej, drzewa powoli ustępują i mogę podziwiać nieskażoną górską przyrodę. Na przełęczy prawie nie ma ruchu, więc cieszyłem się jazdą pokonując z uśmiechem kolejne zakręty (Umbrailpass jest dobrą alternatywą dla zatłoczonego Stelvio).
Koniec przełęczy Umbrailpass daje nam możliwość wyboru jazdy południową częścią przełęczy Stelvio w kierunku Bormio lub zdobycia szczytu Stelvio, który jest oddalony o „rzut beretem”.
Passo dello Stelvio – 2758 m.n.p.m. (Włochy)
Nawet nie spostrzegłem się, jak wjechałem na szczyt przełęczy Stelvio. Ledwo znalazłem miejsce parkingowe. Ludzi jak mrówek (przez moment pomyślałem nawet, że może odbywa się tutaj jakiś włoski festyn 😀 ). Były wszystkie grupy: motocykliści (było ich dużo), rowerzyści (ich też było dużo), samochodziarze (były fajne fury).
Po kilku minutach ruszyłem dalej (zdjęcia postanowiłem zrobić w drodze powrotnej) w dół północno-wschodnią stroną przełęczy. Ten odcinek trasy jest naprawdę trudny. Stromy zjazd, ostre i liczne zakręty sprawdzają wytrzymałość hamulcy motocykla, jak i umiejętności kierującego. Dodatkowo dochodzi duży ruch. Trzeba być naprawdę skupionym. Dojechałem do Fortu Gomagoi. Na parkingu przy forcie, trzy głębokie oddechy i wracam z powrotem na szczyt Stelvio.
Droga powrotna nie była już taka miła i to z jednego powodu – ponownie pojawił się problem z przednim hamulcem. Udało się jednak bez problemowo wjechać na szczyt. Tym razem zatrzymałem się przy restauracji Albergo Ristorante Tibet, skąd rozprzestrzenia się wspaniały widok na północno-wschodnią stronę przełęczy. Jak będziecie na Stelvio, polecam tam zajrzeć.
Zrobiłem kilka zdjęć i zająłem się diagnozowaniem problemu z hamulcem, ponieważ czekało mnie jeszcze kilka przełęczy do przejechania. Jak już uporałem się z hamulcem, ruszyłem dalej przełęczą Stelvio, a dokładnie jej południowo-zachodnią częścią. Ta strona przełęczy Stelvio jest dużo łatwiejsza i dostarcza wiele wrażeń motocyklowych i widokowych.
Miejscem godnym uwagi jest Spondalunga. Mamy tutaj liczne winkle i piękny widok na wąwóz i góry. Jeżeli będziecie jechać przez Spondalunga to na samym początku nie przeoczcie (ja przeoczyłem) punktu widokowego. Dlatego, pozwoliłem sobie na umieszczenie zdjęcia z netu, abyście mogli zobaczyć Spondalungę w całej okazałości. Możecie również zatrzymać się na jednym z zakrętów przy barze Bar Kiosk Nationalpark.
Passo Foscagno – 2291 m.n.p.m. (Włochy)
Przed Bormio odbiłem na drogę SS301, która prowadzi do Livigno. Początkowo droga wznosi się łagodnie i biegnie przepiękną, szeroką doliną Valdidentro – mijamy malownicze łąki i lasy. Od miejscowości Isolaccia robi się stromiej, mamy liczne zakręty i wiraże, aż dojeżdżamy na wierzchołek przełęczy Foscagno.
Na szczycie przełęczy nie planowałem dłużej zabawić, chciałem uwiecznić na zdjęciu tablicę z nazwą przełęczy i ruszyć dalej. Byłem nawet na tyle leniwy, że zdjęcie postanowiłem zrobić nie zsiadając z motocykla.
Zatrzymałem się przed tablicą przełęczy, wyciągnąłem telefon do zdjęcia i … gleba tzw. parkingówka. Spod butów obsunął się piasek, nóżka zawisła w powietrzu, motocykl przechylił się, a jego ciężar i grawitacja zrobiły swoje. Cóż, zdarza się nawet najlepszym 🙂 .
Z pomocą osób, które zatrzymały się aby udzielić mi pomocy udało się podnieść motocykl. Tak, przy okazji. Motocyklista, który zatrzymał się aby przyglądać się całej akcji, gdy go zawołałem z prośbą o pomoc tak szybko wbił jedynkę i odjechał, że struś Pędziwiatr przy nim to mały Miki. Międzynarodowa Motocyklowa Brać.
Podziękowałem za pomoc, wsiadłem na motocykl i ruszyłem dalej.
Passo Eira – 2208 m.n.p.m. (Włochy)
Po przejechaniu ok. 7 km. od szczytu przełęczy Foscagno wjechałem na wierzchołek kolejnej przełęczy – przełęczy Eira.
Jest to przełęcz o której bardzo mało się mówi, ponieważ stanowi ona przedłużenie przełęczy Foscagno i błędnie jest do niej przypisywana. Eira ciągnie się od Ponte del Rezz do Livigno i jest bardzo malowniczą przełęczą, która oferuję wspaniały widok na najwyższe szczyty doliny Livigno. Wokół szczytu znajduje się kilka sklepów i restauracja. Z szczytu przełęczy w kierunku Livigno zjeżdżamy krętą trasą wśród otwartych pół.
Passo Forcola di Livigno – 2315m.n.p.m. (Szwajcaria, Włochy)
Do Livigno nie dojechałem, ponieważ na ostatnim wirażu w miejscowości Teola skierowałem się na przełęcz Forcola di Livigno.
Trasa na szczyt po stronie włoskiej prowadzi prawie po linii prostej. Na tym odcinku trasy mogłem pozwolić sobie odkręcić mocniej manetkę przy okazji podziwiając góry, które mnie otaczały. Szwajcarska część przełęczy okazała się bardziej kręta niż część włoska, a jej koniec łączy się z drogą przechodzącą przez przełęcz Bernina.
Passo del Bernina – 2330 m.n.p.m. (Szwajcaria)
Przełęcz Bernina jest jedną z najbardziej znanych szwajcarskich przełęczy. Biegnie z północy na południe od St. Moritz w szwajcarskiej dolinie Engadyny do Tirano we włoskiej prowincji Sondrio. Jej malowniczy krajobraz robi niesamowite wrażenie, a jeżeli traficie na słoneczną pogodę to jestem przekonany, że zaoferuje Wam widoki zapierające dech w piersiach.
Mnie pogoda przestała dopisywać. Zrobiło się zimno, niebo zaszło chmurami, zapowiadało się na deszcz, ale widoki były przednie. Nie miałem przyjemności przejechać całej przełęczy, gdyż wyjeżdżając z Forcola di Livigno skręciłem w kierunku St. Moritz. Można zatem powiedzieć, że pokonałem tylko pólnocno-zachodnią część przełęczy Bernina. Za wierzchołkiem przełęczy w otoczeniu dwóch jezior: Lago Bianco (jezioro Białe) i Lej Nair znajduje się schronisko Ospizio Bernina oraz restauracja. Jest to bardzo sympatyczne miejsce na odpoczynek.
Albulapass – 2315 m.n.p.m. (Szwajcaria)
Dojechałem do miejscowości La Punt-Chamues-ch, z której rozpocząłem podjazd na ostatnią przełęcz tego dnia i zarazem ostatnią, całego naszego pobytu w Szwajcarii. Mowa tutaj o przełęczy Albula, która łączy La Punt-Chamues-ch na południu z Alvaneu (Albula/Alvra) na północy.
Po minięciu ostatnich budynków La Punt-Chamues-ch zaczynam wspinaczkę na przełęcz. Na początek wita mnie kilka zakrętów wśród łąk oraz… deszcz. Po jakimś czasie zakręty prawie znikają, krajobraz robi się bardziej surowy, a droga prawie prosta. Dojeżdżam na szczyt. Coraz bardziej pada. Na szczycie znajduje się jeden piętrowy budynek oraz tabliczka z nazwą przełęczy. Szybka fotka i jazda w dół. Droga z szczytu opada bardzo spokojnie i prowadzi łagodnymi i płynnymi zakrętami. Po pewnym czasie droga prostuje się, zwęża i dojeżdżamy do ukrytego wśród skał bunkru, który w każdej chwili można przekształcić w punkt obrony.
Od bunkra, droga wije się łagodnymi zakrętami, pojawiają się barierki i miejscami robi się bardzo wąsko. Krajobraz ulega zmianie, ale nie pogoda – pojawia się roślinność oraz las, lecz ciągle pada deszcz. Mijam jezioro Lai da Palpuogna, droga robi się bardziej kręta (co mnie przy tej pogodzie nie zadowala). Od miejscowości Preda droga prowadzi w towarzystwie malowniczej linii kolejowej i w pewnym momencie pojawia się nam plątanina tuneli i wiaduktów kolejowych. Super to wygląda.
W Bergün rozpadało się na dobre i jazda zrobiła się naprawdę nieciekawa. Między Bergün i Filisur przejeżdżam przez bardzo efektowny przełom skalny, a od Filisur droga wiedzie przez łąki i pola, aż dojeżdżam do miejscowości Albula. Stamtąd kieruje się na Savognin. Na kwaterę przyjechałem późnym popołudniem – zziębnięty, trochę mokry, ale zadowolony.
Przejazd przez przełęcz byłaby jeszcze większą przyjemnością, gdyby nie padający deszcz. Albulapass to wspaniała przełęcz, zarówno pod względem krajobrazowym jak i motocyklowym.
A wracając do moich współtowarzyszy podróży to wrócili oni z swojej przejażdżki „wokół komina” pół godziny przede mną przemoczeni do suchej nitki.